Ten post nie łączy się z historią żadnego kesza jest tylko zapisem mojego osobistego sukcesu właściciela 40 (wow!) skrytek.
2020 - wiadomo rok pandemii, zamkniętego wszystkiego itd. W piątek 30 października po południu ogłoszono lockdown cmentarny. Jednocześnie prognozy pogody zapowiadały piękny wręcz gorący jak na listopad weekend.
Ja wiedziałam co to znaczy - ludzie tłumnie ruszą do lasów a geocecherzy zdobywać nowe uśmieszki. Tak w aplikacji geocaching.com jest oznaczona znaleziona skrzynka). Sama tak zrobiłam a co znalazłam i przeżyłam można przeczytać tutaj.
W związku z powyższymi przewidywaniami ruszyłam na mały objazd serwisowy: tu logbook mokry, tam chyba brak pudełka itd. Wszystko co zaplanowałam udało mi się sprawdizć i poprawić.
I miałam rację że się tak starałam. W dwa krótkie przecież dni zalogowano ponad 40 znalezień i kilka niestety DNF-ów - wtedy na mapce pojawia się niebieska smutna buzia.
To jest coś, co daje mi największą satysfakcję w całej zabawie w geo. To że mogę ludziom, nieznanym sobie dostarczyć chwilę triumfu (jest, znalazłem), radości i zachwytu (ale piękny kesz).
Nie ukrywam, że te miłe wpisy w logach sprawiają że robi się ciepło na sercu. W całym geocachingu nie kręci mnie bicie rekordów, zdobywanie FTF-ów (first to found czyli pierwszy wpis w logbooku) itp konkurencje quasi - sportowe. Choć wiem, że są tacy, którzy tylko na tym się skupiają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz