Dziś kilka przykładów tego, dlaczego keszowanie w Anglii jest dla mnie nudne i czemu często rezygnuję z szukania skrytki.
Często magnetyki są przyczepiane do ławek. Wskazówka to "usiądź sobie" albo "po lewej stronie" lub moja "ulubiona": "magnetyk". Problem w tym że ta ławka stoi w bardzo ruchliwym miejscu, przy ulicy lub w parku, kesz jest malutki a ławka cała z metalu. Ja jeśli nie wymacam pojemnika od razu to po prostu rezygnuję. Nie będę pełzać na kolanach, często w błocie i śmieciach na oczach ludzi. Pal licho że ktoś może potem kesza znaleźć ale jest to po prostu niemiłe.
Ja w każdej z lokalizacji z taką ławką gdybym miała ukryć kesza, znalazłabym inne, bardziej przyjemne i dyskretne miejsca.
Drugie wprost uwielbiane przez angielskich geokeszerów miejsce/wskazówka to "tree covered with ivy" czyli drzewo porośnięte bluszczem. Wkoło dziesiątki takich drzew, do tego w takich zaroślach GPS "wariuje". Nawet jak uda się namierzyć właściwe drzewo to jest ono pokryte grubymi, splątanymi konarami bluszczu. Przy tym drzewie wskazówka mówiła "sięgnij dachu", a opis o wspinaniu się. To dodatkowo mogłoby być niebezpieczne.
Pojemniki często są zamaskowane na drewniane gałązki i trudno je wypatrzyć. To nie jest sprytna ani inteligentna skrytka, po której odkryciu odczuwałabym satysfakcję. To jest jak szukanie igły w stogu siana, irytujące i "no fun". Tak że tak jak powyżej - nie uda się za pierwszym podejściem - odchodzę bez żalu.
Ponieważ spotkałam taki przykładów dużo, zakładam że jest to powszechne. Dla mnie przejaw bezmyślności i pójścia na łatwiznę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz